O sztuczkach klientów z SARS-CoV‑2, wzroście kosztów prowadzenia zabiegów, skuteczności rozwiązań nowoczesnej dezynfekcji oraz etyce lekarskiej rozmawiamy z dr. Bogdanem Dmochowskim, właścicielem kliniki dentystycznej Bodent.
Prawdziwadezynfekcja.pl: Jak z Pańskiego punktu widzenia jako właściciela dobrze prosperującej kliniki dentystycznej wyglądały ostatnie dwa miesiące?
Bogdan Dmochowski: Pierwsze przypadki zakażeń SARS-CoV‑2 zostały odnotowane w Polsce czwartego marca i zareagowałem właściwie natychmiast – począwszy od szóstego marca zaczęliśmy stosować dekontaminację lampami UV po każdej wizycie. Stwierdziłem, że zagrożenie stało się bardzo realne i nie można poprzestawać na minimum określonym przepisami, czyli dekontaminacji raz w tygodniu. Stopniowo zaczęliśmy też wyłączać duże aktywności, nie umawialiśmy wizyt nowych pacjentów, kończyliśmy jedynie rozpoczęte procedury, żeby nie zostawić pacjentów bez pomocy.
Dziewiątego marca wprowadziłem obowiązkową pracę w zestawach oraz przyłbicach i czepkach. Wtedy nie zdawałem sobie jeszcze sprawy z tego, jak ogromne znaczenie będą miały te decyzje, ale już wkrótce miałem się o tym przekonać.
Trzynastego marca przyjęliśmy między innymi pacjenta, który leczył się u nas raz, kilka lat temu. Jako że był po zawale i przyjmował leki na rozrzedzenie krwi, w drodze wyjątku pozwoliłem na umówienie tej wizyty. W wywiadzie epidemicznym pacjent zaprzeczył, że miał kontakt z zakażonymi lub objawy SARS-CoV‑2 – skłamał. Dwa dni później otrzymaliśmy telefon z Sanepidu, że u pana X stwierdzono koronawirusa i że wskazał naszą klinikę jako jedno z miejsc, w których był w ostatnim czasie. Natychmiast zawiesiliśmy działalność, cały zespół będący trzynastego w miejscu pracy został wysłany na kwarantannę, podobnie jak rodziny tych osób. Kosztowało nas to sporo nerwów i stresu. Po siedmiu dniach wykonano testy, na szczęście wszystkie dały wyniki negatywne.
Ale to nie koniec tej historii. Okazało się mianowicie, że już szóstego marca przyjęliśmy żonę tego pana i w jej przypadku testy dały wynik dodatni. Jako że od szóstego upłynęło już ponad siedem dni, od razu mogliśmy poddać testom zespół przyjmujący tę panią – wszystkie miały wynik ujemny.
Nie wiadomo wprawdzie, czy pacjentka była zakażona już podczas wizyty u nas, ale nawet jeśli nie, to przypadek jej męża świadczy tylko o jednym – stosowanie rygorystycznych procedur izolacji i higieny jest skuteczne również w środowisku tak szczególnym jak gabinet dentystyczny. Warto tu przypomnieć, że nawet w normalnych warunkach gabinet jest w przepisach sanepidowskich traktowany na równi z salą operacyjną.
W marcu zgodnie z zaleceniami Sanepidu przeprowadziliśmy dekontaminację całej firmy nadtlenkiem wodoru, ponosząc związane z tym koszty. W międzyczasie działalność gabinetów stomatologicznych została ograniczona na mocy decyzji rządu. Wznowiliśmy działalność czwartego maja, choć na zmienionych zasadach.
PD: Jak w tej chwili wygląda organizacja pracy w Pańskiej klinice?
BD: Na terenie recepcji zainstalowaliśmy maskownice, pewnego rodzaju przegrody, które chronią osoby pracujące przy rejestracji. Wydzieliliśmy specjalną przestrzeń – śluzę – gdzie lekarze po każdym zabiegu zdejmują i odkładają jednorazową odzież, myją i dezynfekują ręce oraz mogą nieco odpocząć. Następnie ubrani w uniform służbowy przechodzą do zdekontaminowanego w międzyczasie gabinetu, gdzie zakładają nowy czepek, fartuch, rękawice itp. przed kolejną wizytą.
Zgodnie z zaleceniami Sanepidu przyjmujemy mniej pacjentów – po każdej wizycie w gabinecie następuje 20-minutowa przerwa na dekontaminację lampami UV i dekontaminację chemiczną wszystkich powierzchni. Następnie do sali wraca personel w nowym zestawie jednorazowych środków ochrony indywidualnej i dopiero wtedy jest zapraszany pacjent.
Pacjenci, którzy przybędą przed czasem, są proszeni o to, aby zaczekali w aucie lub poszli na krótki spacer. Do kliniki są zapraszani telefonicznie dopiero po wyjściu poprzedniego pacjenta. Dzięki temu nie czekają w poczekalni dłużej niż kilka chwil – w tym samym czasie mogą się tam znajdować góra dwie osoby w odpowiednich odstępach. Po wejściu do kliniki pacjenci zakładają jednorazowe obuwie, myją i dezynfekują ręce, wypełniają pisemny wywiad epidemiologiczny, jest im mierzona temperatura.
PD: A jak wygląda leczenie stomatologiczne w dobie epidemii?
BD: Stomatolodzy pracują w okularach, czasem też lupach, maskach, przyłbicach, czepku, rękawicach i fartuchu. Niekiedy zachodzi konieczność używania maski typu PP3, która znacznie ogranicza dostęp powietrza. To bardzo uciążliwe – po dwóch, trzech godzinach w takim rynsztunku każdy czuje się zmęczony i niedotleniony, a to nie sprzyja precyzji, która jest tak istotna w naszym zawodzie.
Poprosiłem, aby lekarze indywidualnie przemyśleli, w jaki sposób chcą wykorzystywać przerwy między wizytami, aby jak najlepiej się dotlenić i zregenerować. Możemy na przykład wyjść na chwilę na balkon i odetchnąć świeżym powietrzem. Być może zajdzie potrzeba wprowadzenia dłuższych przerw, choć z mojego dotychczasowego doświadczenia wynika, że krótsza praca jest bardziej efektywna.
Niestety w dużo gorszej sytuacji jest średni personel, który po każdym zabiegu sterylizuje gabinet, mając na sobie wszystkie środki ochrony indywidualnej, ponieważ w przypadku tych osób przerwa między jedną a drugą dekontaminacją wynosi zaledwie 5 minut. Wszystkie kwestie organizacyjne na razie są w fazie testowania, być może zajdzie konieczność wprowadzenia nowych rozwiązań.
PD: Jak ocenia Pan przyszłość branży?
BD: Mniejsza liczba przyjmowanych pacjentów w oczywisty sposób przełoży się na mniejszy przychód – kiedyś było to sześć osób w ciągu sześciu godzin, teraz cztery, pięć osób. Znacznie wzrosły też koszty uzyskania przychodu ze względu na ilość zużywanych środków ochrony osobistej i preparatów do dezynfekcji. Pamiętajmy też o tym, że ich cena jest o 200–300 proc. wyższa niż przed pandemią. W mojej klinice ta pozycja w budżecie wzrosła z 2–3 tysięcy złotych miesięcznie do kwoty 12 tysięcy. Wobec tego, że nie zwiększamy cen samych usług, postanowiłem, że koszty środków ochrony indywidualnej podzielę na pół – pobieramy 30 zł ekstra, tłumacząc pacjentom, że drugie 30 zł dokładamy sami.
Biorąc pod uwagę to wszystko, o czym powiedziałem, myślę, że można się spodziewać spadku przychodu o co najmniej 40–50%. Trzeba jednak pogodzić się z tą sytuacją i jak najlepiej do niej zaadaptować. Przed nami jeszcze co najmniej rok takiego reżimu.
dr. Bogdan Dmochowski, lekarz stomatolog, właściciel kliniki dentystycznej Bodent, www.klinikabodent.pl
Więcej informacji na temat organizacji pracy w gabinecie stomatologicznym w dobie pandemii znajdziesz tu: www.medisept.pl/kategoriastrefa/plany-higieny/